Rozdział 1 - Poranek według Huncwotów

            Z zamyślenia wyrwały ją oklaski uczniów, co zapewne miało oznaczać, że Dumbledore zakończył swoją przemowę, a pierwszoklasiści zostali już przydzieleni do domów przez Tiarę. Z tego wszystkiego udało jej się jedynie wyłapać to, że w tym roku do Gryffindoru dołączyło dziesięcioro uczniów.
            Rozejrzała się po stole, chcąc odnaleźć ulubioną sałatkę. W międzyczasie nalała sobie soku dyniowego.
            - Pott… James, podasz mi tę sałatkę, która stoi po twojej prawej stronie? – spytała najmilej jak potrafiła, spoglądając na czarnowłosego rozczochrańca.
            Chłopak spojrzał na Lily z błyskiem w oku, jednak, kiedy jego przyjaciel zaczął krztusić się piciem, szybko poklepał go po plecach. Zdziwiona spojrzała na Remusa, któremu ręka z widelcem zamarła w połowie drogi do buzi. Między nimi zapadła cisza, przerywana kaszlem Syriusza.
            - O co wam chodzi? Ja się tylko spytałam o sałatkę? Czy tak samo jak temat Voldemorta, ten też jest zakazany? – Rudowłosa podniosła brwi do góry.
            Z zaskoczeniem spojrzała na swoją najlepszą przyjaciółkę – Allison, która jąkając się, wpatrywała się w każdego po kolei. Panna Blake była czarownicą półkrwi o falujących blond włosach, z którymi uwielbiała eksperymentować. W wyniku, czego Lily bardzo często musiała pomagać jej rozplątywać supły. Ze zmianą koloru nie było problemu, ponieważ dziewczyna posiadała dodatkową zdolność magiczną, a mianowicie metamorfomagię. Głębokie, niebieskie oczy niemal codziennie rzucały Syriuszowi serię spojrzeń pełnych wyższości, rozbawienia i swego rodzaju wyzwania.
            - Lily, nie wymawiaj jego imienia… - syknęła Rosie, która była trzecią współlokatorką Evansówny oraz Blake. Dziewczyna wyróżniała się skośnymi, brązowymi oczami i czarnymi włosami, które w świetle lśniły i sprawiały wrażenie granatowych. Jednak panna Tsui nie przyjaźniła się z Lily ani też z Alison. Ich relacje były czysto koleżeńskie.
            - Strach przed imieniem wzmaga strach przed osobą, która je nosi. Tak powiedział mój ojciec. I oczywiście, Lily, podam ci tę sałatkę – powiedział okularnik, posyłając Evans zawadiacki uśmiech.
            - Dzięki – mruknęła, przejmując od niego naczynie, po czym uciekła wzrokiem na talerz.
            - Łapo, wisisz mi pięć galeonów – powiedział tryumfalnie Potter, wcinając befsztyk.
            - Za co? – spytała Al, spoglądając na obu z podejrzliwością.
            - Dziś w pociągu Syriusz nie uwierzył mu, że Lily powie do niego po imieniu – wyjaśnił szybko Remus, otrząsając się z szoku.
            - Sama bym nie uwierzyła. Czy ktoś wyjaśni, co się właściwie stało? – Melania, popatrzyła po wszystkich z wyczekiwaniem. Owa szatynka o piwnych oczach przyjaźniła się z Rosie jeszcze przed pójściem do Hogwartu i do teraz tak pozostało.
            - Uh, jesteśmy przyjaciółmi – odpowiedziała zażenowana Lily, nakładając sobie sałatki.
            - Na razie… - wyartykułował rozczochraniec.
            - Nie zaczynaj, Potter – mruknęła, rzucając mu ostrzegawcze spojrzenie, na które on odpowiedział mrugnięciem.
            Westchnęła ze zrezygnowaniem, po czym zajęła się jedzeniem.
            Tak, Lily Evans przyjaźniła się z Jamesem Potterem i mówiła mu po imieniu, co czasami było wybitnie trudne. Niekiedy próba odzwyczajenia się od niektórych rzeczy sprawiała większe problemy niż mogłoby się spodziewać. Jak to się stało?, zapewne pytacie. Nie jest to długa historia. Otóż zdarzyło to się w te wakacje, mniej więcej pod koniec sierpnia… 

            - Potter, co ty tu robisz? – spytała zielonooka, wychodząc z domu i ruszając chodnikiem.
            Nie miała najmniejszej ochoty na rozmowę z nim, zwłaszcza po tym, co stało się pod koniec piątej klasy po SUMach. Od tamtego momentu minęło już trochę czasu, a ona nieświadomie zaczęła zadawać sobie pytanie: Na kogo tak naprawdę była zła?
            Dzięki Potterowi i jego przyjacielowi odkryła, jaki tak naprawdę był Severus Snape. Ta bolesna prawda dotychczas nie dawała jej spokoju. A w głowie Lily wciąż rozbrzmiewały jego słowa. Jednak to nie zmieniało faktu, że jej dawny przyjaciel był przez cały czas poniżany i wyśmiewany przez Blacka i Pottera. Zacisnęła pięści.
            - Ja też cieszę się, że cię widzę, Evans – rzekł, ruszając za nią. Obejrzała się, a kiedy dostrzegła typowy dla niego uśmieszek, gwałtownie się zatrzymała.
            - Jak ty mnie w ogóle znalazłeś? – Zmierzyła go uważnym wzrokiem, krzyżując ręce na piersiach.
            - Tajemnica Huncwota – wyszczerzył się, a widząc sfrustrowanie na twarzy dziewczyny, szybko dodał, aby rozładować napięcie – Tylko mnie nie bij!
            - W takim razie streszczaj się z tym, co masz mi do powiedzenia, bo mam jeszcze coś do zrobienia – powiedziała, chociaż dobrze wiedziała, że w domu czekała na nią tylko książka, którą prawdę mówiąc czytała z braku laku.
            - Chcę pójść na ugodę – oświadczył, przestępując z jednej nogi na drugą.
            - Co? – spytała zdezorientowana.
            Przyjrzała się jego twarzy, na której dostrzegła cień podenerwowania. Niespokojnie potargał sobie włosy, po czym westchnął. Wyglądało to co najmniej dziwnie, ponieważ Potter zawsze był pewnym siebie kretynem, szczególnie w towarzystwie dziewczyn. A teraz wydawać by się mogło, że nie wie, jak poprawnie skleić zdanie.
            - Doszedłem do wniosku, że moglibyśmy zacząć od nowa – zaczął powoli, patrząc z uwagą w zielone oczy – Moglibyśmy się zaprzyjaźnić…
            - Ty tak na serio? – spytała, ściągając brwi. Pokiwał głową.
            Rozejrzała się po okolicy w poszukiwaniu jakiejś podpowiedzi. Jednak takowej nie otrzymała. Sama musiała zmierzyć się z być może najtrudniejszą decyzją. Istnieje także duże prawdopodobieństwo, że po dzisiejszym dniu mur, którym skutecznie starała się odgradzać od Pottera zwyczajnie legnie w gruzach. A już nie wspominając o implikacjach, jakie nastąpią, kiedy przystanie na jego propozycję. Zacisnęła wargi, uparcie wpatrując się w szary chodnik jakby stał się nagle godny zainteresowania.
          Masa wątpliwości krążyła po jej głowie, przez co nie mogła złapać potrzebnych jej w tej chwili myśli. Potter i jego kumple byli nieprzewidywalni, zdolni właściwie do wszystkiego. Nie dziwne byłoby nawet, gdyby się okazało, że któryś z nich hoduje w domu Rogogona Węgierskiego. Więc co jeśli znowu sobie w coś pogrywają?, pomyślała nerwowo.
          - Bez żadnego haczyka - odezwał się niby od niechcenia. Wyrwana z kontemplacji, podniosła powoli głowę i westchnęła. – Proszę, Lily. Obiecuję, że skończę z ,,Evans, umówisz się ze mną?”…
          - … skończysz też z publicznymi oświadczynami i wyznaniami miłości? – wpadła mu w słowo, z powątpieniem mierząc go wzrokiem.
          - Ale niepublicznie będę mógł? – spytaj, szczerząc zęby.
          Zmroziła go wzrokiem.
          - Żartowałem! – krzyknął, podnosząc ręce w obronnym geście. – Obiecuję, że z tym skończę. Tylko daj mi szansę – dodał ciszej.
          Zaczęła rozważać za i przeciw, wciąż mając w pamięci zdarzenie z piątej klasy. Wróciła myślami do wszystkich numerów, które wywinął jej Potter. Zachowywał się jak idiota, wyznając miłość Lily, aby następnego dnia obściskiwać się z pierwszą lepszą dziewczyną. Przez myśl przeszło jej nawet, że on jest wart tych wszystkich… Potrząsnęła energicznie głową.
          I skąd w nim taka zmiana? Czyżby zmądrzał? Powstrzymała się od prychnięcia. Potter i mądrość? To są z całą pewnością antonimy. Jednak coś kazało jej dać mu szansę. Nie wiedziała, co to było, ale już postanowiła… Co nią kierowało?
          - Dobra, ale radzę ci, żebyś nie zaprzepaścił tej szansy, bo drugiej możesz już nie dostać – powiedziała zbolałym tonem, zmuszając się do bladego uśmiechu.
          Ściągnął brwi, najwyraźniej intensywnie nad czymś myśląc.
          - Nie znasz mnie, Lily – oświadczył nieco ostrzejszym tonem, co nawet jego zaskoczyło. Nie dał po sobie tego poznać. – Ale mam nadzieje, że to się zmieni. Wcale nie jestem takim kretynem, za jakiego mnie uważasz – zrobił pauzę jakby chciał rozważyć swoje słowa, po czym dodał już nieco weselszym tonem. – Więc, nazywam się James Potter, a ty to pewnie ta poukładana pani prefekt, Lily Evans, prawda?

          - Lily!
          Zamrugała parokrotnie powiekami, po czym przeniosła swoje spojrzenie na Alison, która z wyraźną irytacją wpatrywała się w nią.
          - Co? – spytała nieprzytomnie.
          - Zaczynasz mnie przerażać. – Pokręciła głową, wstając. – Remus na ciebie czeka. Musicie zająć się pierwszoroczniakami.
          - Tak, tak. Już idę – powiedziała szybko, zostawiając właściwie nietkniętą sałatkę.
          Dziewczynie przeszła ochota na jedzenie, więc powoli powlekła się w stronę Remusa, który donośnym głosem przywoływał do siebie jednocześnie przestraszonych, jak i zaintrygowanych jedenastolatków. Lily kazała ustawić im się parami, po czym wyszli z Wielkiej Sali. Z trudem przeciskając się przez tłum uczniów, którzy w tym samym momencie wylali się na korytarz, ruszyli w stronę Wieży Gryffindoru. Pierwszoroczniacy, co chwile pytali o coś, bądź zachwycali się gadającymi obrazami.
          - A gdzie reszta zgrai? – zagaiła rudowłosa, co jakiś czas zerkając za siebie.
          - Pewno już w dormitorium – odpowiedział wymijająco Lupin.
          Zmierzyła go rozbawionym spojrzeniem.
          - Wiesz, że ci nie wierzę? Widziałam, jak wychodzili z Wielkiej Sali. Kierowali się w zupełnie innym kierunku – odparła.
          - Wiem. Ale co ja poradzę, Lily? – westchnął, kręcąc głową.

          Po pustym korytarzu rozniósł się cichy chichot trójki przyjaciół, którzy skryci pod Peleryną Niewidką, skradali się. Po chwili śmiech został przerwany przez jęk bólu, kiedy jeden drugiemu nadepnął na stopę.
          Nie trudno się domyślić, że to właśnie byli sławni Huncwoci: Syriusz, James i Peter. Brakowało jedynie Remusa, który przez obowiązki prefekta nie mógł im towarzyszyć.
          - Rogasiu, widzę, że zastosowałeś się do wskazówek Remusa – odezwał się znacząco Black. – No wiesz, zaprzyjaźniłeś się z Evans – dodał, widząc niezrozumienie na twarzy swojego przyjaciela.
          - Może tym sposobem ją zdobędę. – Wzruszył obojętnie ramionami, jednak nawet w ciemność dało się dostrzec jego szeroki uśmiech.
          - I że ci tak się chce za nią latać – mruknął Peter. – Nie znudziło ci się to? – spytał.
          - To wcale nie jest takie nudne, prawda Rogaczu? – zaczął Syriusz, chichocząc pod nosem – Każdy dzień to jak szkoła przetrwania. Zastanawiasz się, co zrobić i gdzie tym razem dostaniesz… - Rzucił rozbawione spojrzenie Potterowi, kiedy ten dał mu kuksańca.
          - No to co, zaczynamy? – spytał James, uśmiechając się przebiegle.
         
            Choć był dopiero początek września, nikt nie mógł nawet pomarzyć o spokojnym wygrzewaniu się na słońcu podczas przerwy pomiędzy lekcjami. Już o świcie niebo zostało pokryte ciemnymi i ciężkimi chmurami, tym samym nie dając nawet najmniejszych szans promieniom słonecznym. Silny wiatr porywał liście i wznosił je ku nieboskłonowi.
          Lada chwila miało nastąpić urwanie chmury, jednak nikt się tym nie przejmował, a już w szczególności Gryfoni, którzy zdążyli zgromadzić się w Pokoju Wspólnym. Tumult panujący w pomieszczeniu był nie do zniesienia i nawet Prefekt Naczelny nie był w stanie nic zrobić. Uczniowie tłoczyli się i przepychali, chcąc się dowiedzieć, co się dzieje. Jedynie Huncwoci stali z boku, przypatrując się temu całemu zamieszaniu jednocześnie z rozbawieniem i obawą. Blondwłosy chłopak o imieniu Remus odwrócił się w ich stronę, mierząc każdego spojrzeniem pełnym dezaprobaty.
          - Co wyście zrobili? – spytał z głębokim westchnięciem. – O ile się nie mylę, zamierzaliście zemścić się na Ślizgonach za to, co zrobili w tamtym roku…
          - No i się zemściliśmy – wtrącił Syriusz. Uśmiechnął się szeroko, wyobrażając sobie ich miny. Po chwili jednak odgarnął grzywkę z czoła i nonszalancko oparł się o ścianę.
          - Tyle, że… - zaczął powoli James – Jak wracaliśmy to trochę tej dziwnej mazi wylało się na progu wejścia. Oczywiście to było niechcący i szybko to wytarliśmy, ale widocznie nie dokładnie – dokończył, czochrając sobie włosy.
          - Jacy kretyni! Z kim ja się zadaje?! – warknął Lupin, łapiąc się za głowę.
          - No, no. Kto by podejrzewał, że Luniaczek zna takie obraźliwe słowa – zacmokał Syriusz, kręcąc głową.  
          Potter jednak już go nie słuchał, ponieważ ponad ramieniem Remusa, na szczycie schodów do dormitorium dziewcząt dostrzegł rudowłosą Lily Evans. Uśmiechnął się szeroko, jednak po chwili na jego twarzy pojawił się grymas. Już sobie zaczął wyobrażać, co o tym ona pomyśli. Westchnął, wiedząc, że czeka ich kolejny wykład na temat łamania regulaminu szkoły. Trącił Syriusza łokciem, po czym wskazał mu głową na panią Prefekt.
          - Co tu się dzieje?! – krzyknęła, patrząc się na każdego z uwagą.
          Niektóre głosy przycichły, a głowy uczniów zwróciły się w jej stronę. Nieznacznie przełknęła ślinę, odszukując wzrokiem drugiego Prefekta. A kiedy go dostrzegła, odetchnęła z ulgą i ruszyła w jego stronę.
          - Remusie, o co chodzi? – spytała, ściągając brwi.
        - Jesteśmy tu uwięzieni – westchnął nieznacznie, rzucając jej porozumiewawcze spojrzenie.
          Od razu zrozumiała. W jej oczach pojawiły się złowrogie iskierki, na których widok Syriusz uśmiechnął się jeszcze szerzej.
          - Wy! – Wskazała na trójkę Huncwotów, którzy stali za Lupinem. Uśmiechnęli się niewinnie, jednak nie trudno było dostrzec ich drgające wargi – Co wam strzeliło do głowy?!
          - Liluś, nie… - zaczął Potter, jednak ktoś brutalnie postanowił mu przerwać.
          - Ej! Spójrzcie, tam coś jest! – krzyknęła wystraszona czwartoklasistka, wskazując na coś za oknem.
          Wszyscy jak na zawołanie podbiegli do dziewczyny. W pomieszczeniu zapanowała głucha cisza, przerywana jedynie przyspieszonymi oddechami uczniów. Każdy z przerażeniem wpatrywał się w to, co wskazała im Gryfonka. 

  ՑՖՔ

No i jak Wam się podoba rozdział pierwszy?
Sprawdzałam ten rozdział kilkanaście razy, poprawiałam błędy, ale podejrzewam, że i tak coś może się znaleźć. Tak więc, z góry przepraszam. Hmm, tak się zastanawiam, czy ktoś nie byłby chętny i nie chciałby robić za betę...? :)
Poza tym, zakładka Dyrektorka została już uzupełniona, ale wątpię, żeby kogoś to interesowało. Ale chociaż informuję tak dla zasady ;).
Jestem też świadoma tego, że nie przeczytałam i nie skomentowałam postów na dwóch blogach, dlatego autorki tych blogów przepraszam i obiecuję, że jutro... uh, raczej dziś bo już jest po północy, nadrobię zaległości ;D
W razie, gdyby ktoś miał jakieś pytania, czy coś w tym stylu można także pisać na GG: 44072955.
Pozdrawiam i do napisania! 
 

7 komentarzy:

  1. Hej kochana! Powiem Ci szczerze, że ten adres dużo bardziej mi się podoba (nie to, żebym miała coś do tamtego) ale jakoś tak się przyzwyczaiłam ostatnio do polskich adresów ;-).
    Co do rozdziału - podoba mi się. Przyjaźń Lily i Jamesa ;D Bomba. No i "to coś" za oknem. Powiem jedno - tak dalej!
    Poza tym ZAJEBISTA podstrona "Dyrektorka".
    Pozdrawiam!
    [iluzja-zla]

    OdpowiedzUsuń
  2. Trafiłam na tego bloga przez czysty przypadek ale dziekuję Bogu! Blog świetny. Szczerze nigdy nie czytałam o Huncwotach. Jakoś byłam do nich uprzedzona nawet nie wiem dlaczego a dzięki Tobie pokochałam ich :D Świetny styl pisania , pełno humoru , ogólnie cudownie.

    Pierwsze co przeczytałam na Twoim blogu to podstrona "Dyrektorka". Dzięki właśnie tej stronie postanowiłam przeczytać ff. To co tam napisałaś jest zajebiste tak jak to ujęła moja poprzedniczka. Było by fajnie gdybyś napisała jeszcze coś takiego :D

    Czekam na następny rozdział z niecierpliwością.

    OdpowiedzUsuń
  3. O, w takim razie cieszę się, że zachęciłam Cię do czytania o Huncwotach, bo naprawdę warto poświęcić im trochę czasu, zwłaszcza, jeśli chcesz się sobie poprawić humor ;).

    Nie martw się, w budowie jest zakładka "Za kulisami", czyli tam będzie coś podobnego do tego mojego opisu ;)

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie wiem, czemu nie ma mojego komcia, bo pewna jestem, że rozdział ten już czytałam i komentowałam, ale może stało się to zanim przeniosłaś bloga?
    Ale ten adres mi się jeszcze bardziej podoba ^^.
    Co do rozdziału, też był fajny, lubię Lilkę i huncwotów, to jedne z moich ulubionych postaci. Nie pamiętam, co wtedy pisałam, no, ale podoba mi się, a końcówka jest bardzo tajemnicza. Ciekawa jestem, jak pociągniesz to dalej ;P.
    A podstrona "Dyrektorka" bardzo pomysłowa i oryginalna xDDD.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Heh, komentarz napisałaś zanim przeniosłam bloga, ale miło, że po raz drugi go napisałaś ;). I cieszę się, że adres się podoba, ponieważ na początku miałam co do niego wątpliwości xD

      Usuń
  5. Oczywiście przecyztałam już dawno,a le nie pamiętam, czy na poprzednim blogu ten rozdział skomentowałam, więc na wszelki wypadek skomentuję jeszcze raz.
    Rozdział jest świetny.
    Podoba mi się w jaki sposób przedstawiłaś nowy początek między Lily i Jamesem, a także fakt, że chłopak i tak nie robi tego, aby naprawić seowje iwny, ale po to, żeby zdobyć miłość, albo chociaż zainteresowanie Lily.
    Zemsta na Ślizgonach, jakie to do nich podobne;)
    Zastanaiwające jest to, co Lily zobaczyła za oknem, ale patrząc na to, że zaraz będę czytać i komentować następny rozdział, to może się dowiem.
    Błędów nie widziałam, styl masz łądny, akcja się fajnie rozwija i naprawdę wciąga.
    Także czekam na nowy rozdział i pozdrawiam
    Asia-A&J

    OdpowiedzUsuń
  6. O mój boże ! Blog o LE z roku 2012. Trudno mi trafić na aktualne blogi o LE a jednak...
    Super. Jestem w trakcie czytania jednego bloga o LE ale kiedy tylko go skończę zaczynam czytać twój.
    lily-evans-i-james-potter.blogspot.co.uk
    Zapro do mnie

    OdpowiedzUsuń